
a konkretnie próbujemy się nauczyć. Dostaliśmy w kość na kolejnej lekcji. Samba niekoniecznie przypadła nam do gustu, więc gdy usłyszeliśmy, że dla odmiany będzie walc wiedeński radość nasza była wielka. Okazało się, że trochę ta radość przedwczesna. Walczyk okazało się wymaga wiele wysiłku fizycznego. Zawsze wydawało mi się, że to taki łatwy taniec, właściwie tylko się człowiek kręci w kółko. Może i łatwy, może i kręci się w kółko ale ile wysiłku fizycznego trzeba w to włożyć! po dwóch godzinach walczyka byliśmy tak zmordowani, że pot lal się z nas strumieniami. Koszulki można było spokojnie w rękach wykręcać. Te dwie godziny udowodniły mi, ze jestem kompletnym beztalenciem tanecznym. Zero zapanowania nad synchronizacją. Inna rzecz, że instruktor panom tłumaczy drukowanymi literami ich kroki, a paniom na szybko. Więc irytuję się jak cholera, bo potrzebuje trochę dłuższej chwili aby powtórzyć kroki. Wyszłam z lekcji wściekła, bo kroki w parze już były dla nas nie do powtórzenia. Po kilku lekcjach stwierdziliśmy, że walc angielski jest stworzony dla nas. Można sobie go geometrycznie wyobrazić, wiadomo o co w nim chodzi i jakoś udaje nam się nie zrobić krzywdy:)
Dojrzewam do pomysłu własnego biznesu. Najbardziej podoba mi się pomysł sklepiku ze słodyczami z całego swiata! już widzę do oczami wyobraźni:) zapach czekolady, kawy, cukru trzcinowego....na początek nie porywałabym się na drogi towar, bo obawiam się, że początki mogą być ciężkie. Ale wiem, że mam wielkie marzenie z tym związane. Wiem jaką chcę stworzyć atmosferę. I wiem, że nie chcę już pracować w banku:) a to już coś:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz