Witam we fiołkowym świecie!

Kochani, witam w dolinie fiołków. Może się kojarzyć pesymistycznie- ale mam nadzieję, że tak nie będzie. Zapraszam.

poniedziałek, 6 września 2010

niedzielne smuteczki...

w zasadzie całkiem miła niedziela. Ale jak to niedziela-z poniedziałkiem na plecach. Jak zawsze mam wrażenie, że nie wykorzystałam weekendu. Za mało czytałam, za mało ważnych spotkań, za mało filmów. W weekend powinna się wydłużać doba. Wczoraj było naprawdę wspaniale:) 2 godziny w pasmanterii, obiad u przyjaciół, drobna twórczość....
Wczoraj też odkryłam na allegro piękną suknię ślubną. Niby jeszcze rok ale czas szybko biegnie. Używana oczywiście, ale i tak na razie mnie nie stać. 1550zł. Ale co z tego? przysięgam, gdybym miała te pieniądze kupiłabym ją choćby i jutro. Ale w kieszeni pustki. Zastanawiam się jak to będzie i co zrobię jak już naprawdę trzeba będzie się szepnąć na ten wydatek. A wymagania mam- nie powiem. Nie chcę wyglądać jak beza, abażur, albo jakby mnie ktoś owinął materiałem prosto z belki. Poważna sprawa. Mam też nie wyglądać jak uboga krewna. Mój przyszły małżonek wystąpi zapewne ubrany w garnitur czy co tam przyjdzie do głowy jemu i jego rodzicom za kilka tysięcy. A ja??? cóż, kto by się mną przejmował? jego tatuś nie przejął się tym, że nie chcę wielkiego wesela. A wynik jest taki, że łącznie zaprosimy jakieś 150 osób. Nie mam pojęcia skąd na o wezmę. Moi rodzice nie żyją, rodziny takiej najbliższej nie mam. Rodzeństwa też nie. O wszystko będę musiała zadbać sama jeśli chodzi o swoje wydatki.
Bo tak naprawdę.... wolałabym obiad dla najbliższych. Ale nie mój narzeczony i jego rodzice. Zastaw się a postaw się:( Trzeba zaprosić wszystkich, bo jak to inaczej?? ale to, że na co dzień drą ze sobą koty to już nie ma znaczenia./ Najważniejsze żeby pokazać jak to jedynaka się żeni. I tak odczuwam jak traktuje mnie jego ojciec. Jakby mi wielką przysługę robił. Łaskę. Że mnie akceptuję. Sierotę bez posagu. Ale to, że sama zapracowałam na mieszkanie to ma już gdzieś. I to jeszcze się złości, że nie chcemy z nimi-tj.teściami mieszkać. Boże nie daj. Byłby horror na kółkach. Jemu nawet pies w domu przeszkadza. Niby toleruje jak z moją jamniczką wpadnę ale widzę że nieszczery jest. Brrr, trzęsie mnie na myśl o rozmowie z tym typkiem. Ł. na szczęście przejrzał ostatnio na oczy i już tak tatusia nie wybiela...

1 komentarz:

  1. smutno sie czyta i wiem, ze najlatwiej dawac rady i sie madrzyc gdy sytuacja nas nie dotyczy ale cos jest nie tak skoro zostawili Cie sama z soba z wydatkami, moj ex jaki byl taki byl ale ZATROSZCZYL SIE o kazdy aspekt naszego slubu, pamietam, ze wtedy nie mialam kasy ani grosza przy dupie,bylam w Toronto na wizie studenckiej, bez prawa do pracy, nikt mnie nie chcial zatrudnic na czarno nawet przy sprzataniu, wszyscy wymagali Social Insurance Number (odpowiednik numeru Pesel).Podczas obiadu w restauracji (mielismy obiad zamiast wesela, gdyz bralismy tylko cywilny) tak wiec Podczas obiadu jedna z jego ciotun powiedziala, ze nawet na kiecke nie zarobilam sama i ze jestem darmozjadem. Maz ja szarpnal i wyrzucil za drzwi. ot takie mialam super przyjecie weselne:)to byl znak zeby juz wtedy zwiewac gdzie pieprz rosnie:)

    OdpowiedzUsuń